[Opinia] Kubańska odwilż

VII SoA

VII Szczyt Ameryk, który odbył się 10 i 11 kwietnia w Panamie, przejdzie do historii za sprawą symbolicznego uścisku dłoni prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy oraz prezydenta Kuby Raúla Castro. Pierwsze od 1956 roku oficjalne spotkanie przywódców obydwu państw jest kolejnym krokiem na drodze ku normalizacji wzajemnych stosunków, którą ogłoszono niespodziewanie 17 grudnia 2014 roku. Co jednak zmiana polityki wobec Kuby oznacza dla całej Ameryki Łacińskiej? Czy w najbliższym czasie należy spodziewać się nowego otwarcia w stosunkach Stanów Zjednoczonych ze swoimi południowymi sąsiadami?

Wbrew medialnemu szumowi, nie był to pierwszy uścisk dłoni między prezydentami Castro a Obamą. Po raz pierwszy do spotkania polityków doszło podczas uroczystości pogrzebowych Nelsona Mandeli w grudniu 2013 roku. Kubański przywódca miał wówczas przedstawić się Barackowi Obamie po angielsku słowami: „Mr. President, I’m Castro”. Wówczas obydwie strony pomniejszały znaczenie tego grzecznościowego gestu (podobnie jak miało to miejsce w przypadku kilkuminutowej nieformalnej rozmowy między Billem Clintonem i Fidelem Castro w trakcie szczytu ONZ w 2000 roku). Jednak sygnały o ewentualnym zbliżeniu były w ostatnim czasie wysyłane przez obie strony. W 2009 roku ówczesna sekretarz stanu Hillary Clinton stwierdziła, że dotychczasowa polityka USA wobec Kuby okazała się porażką. W tym samym roku na Szczycie Ameryk w Port of Spain Barack Obama zasygnalizował gotowość do nowego otwarcia w relacjach z Kubą, a także uprościł procedury dotyczące podróży członków rodzin na Kubę oraz przekazywania transferów pieniężnych. Również Hawana zgłaszała chęć rozmów z Waszyngtonem na dowolne tematy.

W 2013 roku w Kanadzie oraz Watykanie rozpoczęły się tajne negocjacje, w których pośredniczył również papież Franciszek. Zaowocowały one ogłoszoną w grudniu ubiegłego roku odwilżą we wzajemnych relacjach, rozpoczęciem oficjalnych rozmów dotyczących normalizacji stosunków bilateralnych i wznowieniu stosunków dyplomatycznych, których zadeklarowanym celem jest rychłe otwarcie ambasad w Hawanie i Waszyngtonie. W ramach porozumienia Hawana zwolniła 53 więźniów politycznych, a także dokonano wymiany osób oskarżonych o szpiegostwo. W najbliższych dniach Obama ma ogłosić decyzję o usunięciu Kuby z listy państw wspierających terroryzm. Jego administracja poczyniła również kroki na rzecz poluzowania nałożonego w 1960 roku embarga, ułatwiając podróże na wyspę oraz zezwalając na eksport telefonów, komputerów i technologii internetowych. Pełne zniesienie embarga, czego domaga się Kuba, zależy natomiast od decyzji Kongresu zdominowanego przez krytycznie nastawionych do odwilży republikanów.

Co po normalizacji stosunków obiecują sobie zwaśnione dotychczas strony? Dla Kuby najistotniejszy jest aspekt gospodarczy. Kryzys polityczno-ekonomiczny w Wenezueli spowodowany m.in. drastycznym spadkiem cen ropy stawia pod znakiem zapytania dalszą możliwość wspierania Kuby przez rząd w Caracas. Stąd możliwe większe zyski z turystki, transferów pieniężnych od diaspory kubańskiej w USA czy rozwój handlu z północnym sąsiadem w połączeniu z reformami wewnętrznymi mogą pomóc Hawanie uzdrowić gospodarkę i tym samym umocnić władzę Partii Komunistycznej. Byłby to scenariusz podobny do rozwiązań chińskich i wietnamskich, gdzie mimo liberalizacji gospodarczej partiom komunistycznym udało się utrzymać władzę.

Dla strony amerykańskiej kwestie gospodarcze nie odgrywają większej roli. Istotny jest natomiast aspekt polityczny. Po pierwsze, Stany Zjednoczone spodziewając się zmian politycznych na Kubie – dojdzie do nich choćby ze względu na wiek obecnych przywódców – chcą dzięki zbliżeniu zyskać wpływ na ich przebieg. W tym kontekście należy również odczytywać zgodę na eksport nowoczesnych technologii mających ułatwiać wymianę informacji i tym samym wspierać rozwój społeczeństwa obywatelskiego.

Po drugie, ostatnie lata – począwszy od prezydentury George’a W. Busha – były jednymi z najgorszych w historii relacji Stanów Zjednoczonych z Ameryką Łacińska. Chcąc je poprawić Waszyngton nie ma innego wyjścia niż unormowanie relacji z mającą silną pozycję w regionie Kubą.

Wydaje się, że administracja amerykańska wreszcie zaczęła dostrzegać radykalne polityczne zmiany, jakie zaszły w Ameryce Łacińskiej w ostatnich latach. Dotychczas Stany Zjednoczone zdawały się ignorować wyraźny skręt w lewo, którego symbolem był wybór Hugo Cháveza na prezydenta Wenezueli w 1999 roku. Dodatkowo USA pogarszały sytuację niepopularnymi posunięciami politycznymi (m.in. rozpoczęciem wojny w Iraku, kontynuacją izolacji Kuby, wsparciem nieudanego puczu przeciwko Chávezowi w 2002 roku). Również Barack Obama dotychczas nie spełniał pokładanych w nim nadziei: jego administracja zajęła ambiwalentne stanowisko wobec zamachu stanu w Hondurasie w 2009 roku i przewrotu w Paragwaju w 2012 roku, a także ściągnęła na siebie wściekłość prezydent Brazylii Dilmy Rousseff, która padła ofiarą szeroko zakrojonej akcji podsłuchowej.

Jednocześnie, w ciągu ostatnich piętnastu lat, podczas których Waszyngton rzadko spoglądał w kierunku południa, region ten radził sobie nad wyraz dobrze. Odrzucając w większości przypadków dominację potężnego sąsiada i lansowany przez niego neoliberalny model rozwoju, państwa latynoamerykańskie wypracowały nowe formy współpracy międzynarodowej, w wielu z nich osiągnięto wysoki wzrost gospodarczy, który przełożył się na znaczną redukcję biedy, urosła również rola państw regionu – zwłaszcza Brazylii – na arenie międzynarodowej.

„Zaniedbanie” Ameryki Łacińskiej przez Waszyngton doprowadziło również do umocnienia się pozycji innych mocarstw w regionie. W ostatnim czasie szczególnie głośna był ofensywa dyplomatyczna Rosji dążącej do uzyskania dla swoich okrętów wojennych dostępu do latynoamerykańskich portów.

Grudniowa deklaracja Obamy i Castro oraz idące za nią czyny mogą mieć pozytywny wpływ na stosunki w regionie, ale także pomóc Stanom Zjednoczonym odzyskać przynajmniej część dawnych wpływów na swoim dawnym „podwórku” i ukrócić zapędy innych mocarstw. Nie będzie to jednak łatwy proces i nie należy spodziewać się natychmiastowych efektów. Przełomowa normalizacja stosunków z Kubą jest w kontekście całego regionu jedynie usunięciem pierwszej przeszkody z długiej i wyboistej drogi wiodącej ku poprawie wzajemnych kontaktów. Dla Stanów Zjednoczonych największą korzyścią z „kubańskiej odwilży” jest więc sam fakt zamknięcia tematu, który od dawna ciążył na relacjach międzyamerykańskich.

Należy podkreślić, że aby nastąpiło nowe otwarcie i długofalowa poprawa stosunków regionalnych, Stany Zjednoczone muszą zaakceptować nową rzeczywistość latynoamerykańską, a także postawić na bardziej partnerskie relacje i przedstawić państwom regionu ofertę niepodobną do dotychczasowych koncepcji współpracy. Jak trudnym wyzwaniem będzie to dla Waszyngtonu pokazuje ogłoszone niedługo przez panamskim szczytem uznanie Wenezueli za zagrożenie dla bezpieczeństwa USA oraz nałożenie sankcji na siedmiu przedstawicieli władz i służb bezpieczeństwa w związku z brutalnym tłumieniem protestów antyrządowych. Posunięcie to uznane zostało za mieszanie się we wewnętrzne sprawy Wenezueli i spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem większość państw latynoamerykańskich.

Adam Traczyk

Zdjęcie: Presidencia de la República del Ecuador (CC BY-NC-SA 2.0)

%d blogerów lubi to: