[Opinia] TTIP jako żywy organizm: ryzykowna metamorfoza
Negocjowane od czerwca 2013 roku przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) ma być największą umową handlową w historii świata. Jednak wraz z trwaniem negocjacji, coraz więcej aspektów umowy budzi poważne wątpliwości – zastrzeżenia co do przyszłego kształtu współpracy regulacyjnej między UE a USA zgłaszają nawet przedstawiciele rządów europejskich oficjalnie popierających szybkie podpisanie umowy.
Kwestia współpracy regulacyjnej między obydwoma stronami jest jednym z najważniejszych punktów projektu umowy. Wynika to z faktu, że poziom ceł między Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi jest już na tyle niski (wynosi średnio mniej niż 2 procent), że to właśnie bariery pozataryfowe, a więc m.in. kwestie regulacji i standardów, stanowią największe utrudnienie dla wzajemnego handlu.
Karel de Gucht, europejski komisarz ds. handlu w latach 2010 – 2014 wielokrotnie podkreślał centralną pozycję współpracy regulacyjnej w ramach TTIP. Co więcej, jak mówił w październiku 2013 roku w Pradze, współpraca regulacyjna ma być osią koncepcji TTIP jako żywego organizmu, a więc umowy, która po podpisaniu i ratyfikacji w dalszym ciągu się rozwija, podlega zmianom i uzupełnieniom. Odpowiedzialna za ten proces ma być przede wszystkim Rada Współpracy Regulacyjnej (Regulatory Cooperation Body, RCB) składająca się z powołanych przez rządy i organy administracji ekspertów reprezentujących obydwie układające się strony.
Za przyjęciem takiej formuły opowiedzieli się m.in. autorzy raportu „A fresh start for TTIP” przygotowanego w lutym 2015 roku dla European Council for Foreign Relations, ECFR. Miałoby to umożliwić zawarcie strategicznej umowy przy jednoczesnym odłożeniu na później najbardziej spornych punktów. Autorzy słusznie zwrócili jednocześnie uwagę, że współpraca regulacyjna musi opierać się na otwartych, przejrzystych oraz inkluzywnych zasadach, gdyż to właśnie kwestie braku transparentności i wyłączenia demokratycznych organów z procesu współpracy regulacyjnej wzbudzają największe wątpliwości. Zadaniem RBC ma być bowiem nie tylko ma być prześwietlanie obecnych i przyszłych regulacji prawnych pod kątem ich ingerencji w działanie wolnego rynku, ale również uzupełnianie istniejących i przygotowywanie treści kolejnych aneksów przyjmowanych następnie przez Joint Ministerial Body, JMB.
Sprawa ta jest o tyle istotna, że wiele ważnych zapisów zawartych w TTIP nie znajdzie się w głównej części traktatu, ale własnie w różnego rodzaju aneksach i dodatkowych protokołach. Dotyczy to w szczególności standardów w branży żywieniowej i chemicznej. Rodzi to niebezpieczeństwo, że ze względu na charakter umowy oraz specyfikę zadań RBC i JMB promocja handlu zajmie uprzywilejowaną pozycję względem ochrony konsumentów, praw pracowniczych czy ochrony środowiska naturalnego. Do tego ciała ekspercie będą podatne na działania lobbystów, którzy będą mogli proponować własne rozwiązania i tym samym wpływać na zmiany umowy. Jednocześnie, ewentualne korekty i uzupełnienia miałyby być uchwalane bez konieczności zatwierdzenia ich przez parlamenty narodowe lub Parlament Europejski. Oznacza to, że treść umowy TTIP mógłby wymknąć się spod demokratycznej kontroli.
Jak wynika z ujawnionego przez niemiecki zespół dziennikarzy śledczych CORRECT!V oraz organizację pozarządową Foodwatch protokołu ze styczniowego spotkania przedstawicieli państw członkowskich UE oraz Komisji Europejskiej sporządzonego przez niemieckiego urzędnika rządowego, proponowane rozwiązania w zakresie współpracy regulacyjnej wzbudzają poważne obiekcje rządów Niemiec, Francji, a także Wielkiej Brytanii. Mimo oficjalnych zapewnień, zwłaszcza ze strony rządu Angeli Merkel, że TTIP w żadnym stopniu nie naruszy demokratycznych standardów, Paryż i Berlin wyraziły się krytycznie wobec propozycji przyznania RCB kompetencji przygotowywania decyzji JMB, które z jednej strony miałby zatwierdzać zmiany aneksów do umowy, a z drugiej przyznawać RCB dodatkowe uprawnienia. Przedstawiciele Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii opowiedzieli się przeciwko wyposażeniu JMB w zbyt szerokie kompetencje w zakresie dokonywania zmian istniejących i dodawania nowych aneksów traktatu. Paryż zaproponował również, aby odróżnić czysto techniczne uzupełnienia aneksów od kwestii zasadniczych, które wymagałyby ratyfikacji. Berlin natomiast oprotestował kształt całej struktury instytucjonalnej dotyczącej współpracy regulacyjnej, zgodnie z którą Rada Współpracy Regulacyjnej mogłaby tworzyć kolejne podgrupy. Miałby to stworzyć wrażenie powołania transatlantyckiego urzędu ds. regulacji, co mogłoby być trudne do zaakceptowania przez społeczeństwo. Zamiast tego należałoby stworzyć proste i transparentne ramy współpracy regulacyjnej, w które włączone zostaną zarówno wszystkie państwa członkowskie jak i Parlament Europejski.
Dziś trudno ocenić, jak daleko mogłaby pójść metamorfoza TTIP pod wpływem pozaparlamentarnej współpracy regulacyjnej. Widać jednak wyraźnie, że skala ryzyka jest na tyle duża, że wzbudziła ona niepokój najważniejszych rządów europejskich. Pokazuje to również, że podnoszone od dłuższego czasu przez różnego rodzaju organizacje społeczne – na czele z koalicją Stop TTIP, związki zawodowe, a także niektóre europejskie rządy zarzuty wobec TTIP nie są wynikiem niedoinformowania czy nieuzasadnionego lęku, ale analizy faktycznych zagrożeń, jakie może przynieść TTIP. Najwyższa pora, aby poważna i powszechna debata na temat TTIP rozpoczęła się również w Polsce.
Adam Traczyk
Polecamy także:
[Analiza] TTIP: zamach na demokrację?
[Opinia] TTIP: nie tylko mity
[Infografika] Europejska Inicjatywa Obywatelska „Stop TTIP”
Zdjęcie: Protesty przeciw TTIP w Brukseli, luty 2015 roku (fot. Global Justice Now (CC BY 2.0)).