[Opinia] Po wyborach w Wenezueli: Schyłek chavizmu?

6 grudnia 2015 roku w Wenezueli odbyły się wybory parlamentarne, w których po raz pierwszy od 16 lat większość zdobyły ugrupowania opozycyjne w stosunku do chavistowskiego obozu rządzącego.

Zwycięstwo Hugo Cháveza w wyborach prezydenckich w grudniu 1998 roku odczytywano w mniejszym stopniu jako zwycięstwo idei socjalistycznej rewolucji, a w większym jako powszechne pragnienie przełamania tzw. systemu z Punto Fijo. System ten, na mocy zawartej w 1958 roku umowy międzypartyjnej, wprowadzał w Wenezueli faktyczny duopol władzy. Do 1998 roku zarówno fotel prezydencki, jak i miejsca w Zgromadzeniu Narodowym dzieliły między siebie dwie partie – Akcja Demokratyczna (Acción Democratica, AD) oraz Niezależny Komitet Politycznej Organizacji Wyborczej (Comité de Organización Política Electoral Independiente, COPEI), przy czym początkowo towarzyszyła im również Republikańska Unia Demokratyczna (Unión Republicana Democratice, URD). Korupcja i nepotyzm w połączeniu ze społecznym niezadowoleniem (którego wyrazem było tzw. caracazo, krwawe zamieszki z 1989 roku) doprowadziły do drastycznego spadku popularności tych partii w latach dziewięćdziesiątych i objęcia urzędu prezydenta przez Hugo Cháveza.

Chávez rządził nieprzerwanie aż do swojej śmierci w marcu 2013 roku, najpierw w oparciu o Ruch Piątej Republiki (Movimiento V República, MVR), a od 2007 roku – Zjednoczoną Partię Socjalistyczną Wenezueli (Partido Socialista únida de Venezuela, PSUV). Jego sztandarowy projekt, tzw. rewolucja boliwariańska, miał na celu realizację założeń programu znanego jako socjalizm XXI wieku, na który składały się m.in. walka z ubóstwem, wykluczeniem oraz nierównościami społecznymi. Na arenie międzynarodowej Wenezuela miała stać się państwem niezależnym od Stanów Zjednoczonych, prowadzącym antyimperialistyczną politykę zagraniczną i stojącym na czele pochodu młodych lewicowych rządów, które przejmowały władzę w kolejnych państwach Ameryki Łacińskiej.

Ten ambitny plan miał być finansowany przede wszystkim z dochodów z ropy naftowej, głównego towaru eksportowego kraju. Utrzymywanie się cen ropy naftowej na wysokim poziomie przy jednoczesnym aktywnym udziale Wenezueli w Organizacji Państw Eksportujących Ropę Naftową (Organization of the Petroleum Exporting Countries, OPEC) zapewniały stały napływ stały napływ gotówki, wystarczający nie tylko na finansowanie krajowych projektów socjalnych, ale także wsparcie dla niektórych sojuszników.

Przez cały okres rządów Cháveza opozycja pozostawała podzielona, niezdolna do przedsięwzięcia wspólnych działań i stawienia skutecznego oporu chavistom. Zamach stanu zorganizowany w 2002 roku, który pozbawił Cháveza władzy na kilkadziesiąt godzin, wbrew oczekiwaniom wielu obserwatorów zakończył się miażdżącą klęską opozycjonistów, wzmacniając jedynie pozycję urzędującego prezydenta. Od tego czasu Chávez konsekwentnie skupiał w swoich rękach coraz większą władzę, co spotykało się z krytyką środowisk krajowych i międzynarodowych. Jednak jego poparcie wśród społeczeństwa wenezuelskiego utrzymywało się na wysokim poziomie, co bez wątpienia zawdzięczał najbiedniejszym, chętnie korzystającym z oferowanej przez jego administrację pomocy socjalnej, obywatelom.

Sytuacja na wenezuelskiej scenie politycznej uległa dramatycznej zmianie w 2013 roku. Na swojego następcę Chávez wyznaczył bliskiego współpracownika, Nicólasa Maduro. Maduro jednak nie posiadał nawet ułamka charyzmy swojego poprzednika i jako polityk nie potrafił dostatecznie silnie zaznaczyć swojej obecności w sferze publicznej. Jego rządy przypadły również na niefortunny dla Wenezueli okres. Znaczy spadek cen ropy naftowej uszczuplił bowiem znacząco budżet i ujawnił wszystkie słabości wenezuelskiej gospodarki. Powszechne niezadowolenie powodowały puste półki w sklepach, niekończące się kolejki po towary pierwszej potrzeby i najwyższy poziom inflacji na świecie. Wenezuelczycy coraz częściej protestowali przeciwko polityce rządu Maduro, na czym polityczny kapitał zbijała opozycja. Maduro przypisywał zły stan wenezuelskiej gospodarki „wojnie ekonomicznej”, która miała być częścią zaplanowanego przez opozycję sabotażu, jednak potrzeba zmiany okazała w wenezuelskim społeczeństwie silniejsza niż polityczne sentymenty. Szczególnie w obliczu narodzin nowej afiliacji politycznej, którą można określić jako chavistas pero no maduristas („chaviści, ale nie maduriści”) – zwolenników Cháveza niebędących zwolennikami Maduro. W ostatnich miesiącach poparcie dla Maduro szacowano na jedynie 20 – 25 procent.

Ostatecznie w głosowaniu wzięło udział około 74,3 procent społeczeństwa, co oznacza, że nowa władza cieszy się dużym poparciem. Zjednoczona pod nazwą Opozycyjnej Koalicji na Rzecz Jedności Demokratycznej (Mesa de Unión Democrática, MUD) opozycja otrzymała 112 miejsc w 167-osobowym Zgromadzeniu Narodowym. Uzyskanie 2/3 miejsc pozwala jej więc na samodzielne w ramach Zgromadzenia Narodowego rządy.

Nie należy jednak zapominać, że w Wenezueli obowiązuje system prezydencki, co oznacza, że Maduro nadal dysponuje wieloma instrumentami. Niebezpiecznym byłoby również zlekceważenie nastrojów tych grup społecznych, które wyniosły Cháveza do władzy w 1998 roku, a dla których kluczowe są nadal kwestie ekonomiczne, w tym kontynuacja zapoczątkowanych przez chavistów programów socjalnych. Biorąc pod uwagę fakt, że MUD tworzą głównie partie centrowe, skłaniające się zarówno ku lewicy, jak i pracy, jest to czynnik, który może poróżnić koalicję wewnętrznie. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że rewolucja boliwariańska i 16 lat rządów chavistów wpłynęły nie tylko na układ sił na wenezuelskiej scenie politycznej, ale także (czy może przede wszystkim) na polityczną świadomość Wenezuelczyków. Redystrybucja zysków ze sprzedaży ropy naftowej zmieniła oczekiwania szerokich mas społeczeństwa, które wcześniej żadnych oczekiwań nie miały. Opozycja będzie musiała zręcznie balansować pomiędzy hasłami przebudowy Wenezueli a kultywowaniem jej najnowszych politycznych tradycji.

Z drugiej strony klęska chavizmu wydaje się nieunikniona. Już sama nazwa tego ruchu wskazuje na jego ścisły związek z osobą zmarłego prezydenta. Popularność chavistów była w dużej mierze pochodną popularności Cháveza. Ten zaś budował ją nie tylko na konkretnych projektach gospodarczych i socjalnych, ale również na swojej osobistej charyzmie. Jest to ten rodzaj władzy, którą buduje się w oparciu o personalną więź (lub też wrażenie takiej więzi) między politykiem a jego zwolennikami i jest on niezwykle trudny do przekazania innej osobie. Udało się to Inacio Luli da Silvie w Brazylii, kiedy rekomendował na swoje stanowisko Dilmę Rouseff, oraz Nestorowi Kirchnerowi w Argentynie, po którym fotel prezydenta przejęła żona, Christina. Jednak żaden z nich nie stanowił populistycznego (i PR-owego) fenomenu na miarę Cháveza. Obaj zostawiali też swoje kraje w dużo lepszej sytuacji ekonomicznej, tak że ich następcy mieli czas na umocnienie swojej pozycji. Będący dosyć niezdarnym politykiem Maduro nie potrafił wypełnić luki, jaką pozostawił po sobie Chávez. Nie porywał za sobą tłumów i nie umiał wykorzystać pełnego potencjału współczesnych mediów (w tym mediów społecznościowych). W połączeniu z brakiem rozwiązania najbardziej palących Wenezuelę problemów, jest to przepis na polityczną klęskę.

Trudno niestety przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja na wenezuelskiej scenie politycznej. Nawiązanie współpracy pomiędzy nowym rządem a prezydentem i jego administracją wydaje się mało realnym scenariuszem. Biorąc pod uwagę możliwości obu stron, bardziej prawdopodobny wydaje się (możliwe, że tylko tymczasowy) polityczny pat. Kontrolująca Zgromadzenie Narodowe opozycja będzie mogła skutecznie blokować inicjatywy Maduro – a Maduro inicjatywy Zgromadzenia. Jeśli jednak opozycji udałoby się doprowadzić do zorganizowania referendum odwoławczego, w którym Wenezuelczycy zadecydowaliby, czy Maduro ma pozostać na zajmowanym dotychczas stanowisku, może nastąpić kolejny polityczny zwrot.

Katarzyna Cholewińska

Zdjęcie: Mural wyborczy Nicólasa Maduro z 2013 roku (fot. Joka Madruga (CC BY 2.0)).

%d blogerów lubi to: