[Analiza] Córeczka tatusia czy gringo – wybory prezydenckie w Peru
W drugiej turze wyborów prezydenckich w Peru zmierzą się Keiko Fujimori, córka byłego dyktatora Alberto Fujimoriego, i Pedro Pablo Kuczynski. Co ten wybór oznacza dla Peru?
Nowo wybrany prezydent zajmie miejsce Ollanty Humali, którego odejście wydaje się być mocno wyczekiwane przez społeczeństwo. Wraz z końcem swej kadencji Humala doświadczył wyraźnego spadku swej popularności. Polityk, w 2011 roku obejmujący urząd prezydenta z 55-procentowym poparciem, uosabiał nadzieje ubogich warstw społeczeństwa na poprawę ich sytuacji. W jego wyborze widziano szansę na wzmocnienie pozycji lewicy w kraju. Obiecywał skończenie z neoliberalną polityką, a w kwestiach wydobycia surowców skupienie się na interesach ludności tubylczej i odejście od polityki uległości wobec wielkich koncernów. Po 5 latach, naznaczonych zarówno aferami korupcyjnymi w bliskich kręgach prezydenta, jak i kolejnymi konfliktami pomiędzy ludnością tubylczą a koncernami wydobywczymi, Ollanta Humala odchodzi wspierany przez zaledwie 14 procent społeczeństwa.
Już w roku objęcia władzy przez Humalę, w prowincji Cajamarca wybuchły masowe protesty przeciwko budowanie przez konsorcjum Minera Yanacocha, którego głównym udziałowcem jest amerykańska firma Newmont Mining Corporation, kopalni miedzi i złota Conga. Wbrew obietnicom wyborczym, protestujący nie spotkali się z oczekiwanym wsparciem prezydenta. Humala, w czasie kampanii wyborczej zdeklarowany przeciwnik projektu, jako prezydent nie opowiedział się jednoznacznie po stronie lokalnej ludności i w celu stłumienia protestów ogłosił w regionie stan wyjątkowy. Tym samym, już na początku kadencji utracił zaufanie znaczącej części swoich wyborców.
Po wykryciu szeregu nieprawidłowości, które kosztowały stanowiska kilku ministrów rządu Humali, kolejnym ogromnym ciosem dla autorytetu prezydenta, okazała się sprawa Martína Belaunde Lossio, byłego doradcy Humali, który stał się bohaterem ogromnej afery korupcyjnej. Gdy dodatkowo na jaw wyszły liczne kontakty Belaunde z pierwszą damą, Nadine Heredią, media nie ustawały w krytyce prezydenckiej pary. Jak tylko sprawa nieco przycichła, kraj obiegła informacja o notatnikach Nadine, w których posiadanie weszła jedna z telewizyjnych stacji. Jak podawały media, w notatnikach znajduje się wiele nazwisk, wraz z kwotami, jakie miały być przekazane pierwszej damie. Niektóre z wymienianych osób są już znane opinii publicznej z wcześniejszych afer korupcyjnych. Mimo zaprzeczeń Nadine Heredii, sprawa notatników przez ostatnie miesiące utrzymywała się w centrum medialnego zainteresowania. Niestabilną sytuację w państwie, spowodowaną brakiem zaufania do rządu, osłabiały jeszcze kolejne doniesienia mediów o rosnącej przestępczości w kraju.
Pomimo tego, że w kraju odnotowuje się stały wzrost gospodarczy, oficjalne raporty wskazują, że za rządów Humali udało się wyciągnąć z biedy 300 000 osób, podniesiona została minimalna pensja, a 60 000 uczniów otrzymało stypendia na dalszą edukację, to kończący kadencję prezydent wraz z żoną są całkowicie zdyskredytowani w oczach społeczeństwa. Obecne wybory zbiegły się zatem z silną potrzebą zmian i rosnącymi nadziejami wobec nowej osoby, która zasiądzie w pałacu prezydenckim.
Kampania wyborcza 2016: Keiko Fujimori i …?
Niemal od samego początku kampanii wyborczej wiadomo było, że Keiko Fujimori Higuchi, kandydatka fujimorystowskiej partii Fuerza Popular (Siła Ludowa), jest niekwestionowaną faworytką. Jej poparcie utrzymywało się stale na poziomie ponad 30% i tylko spektakularny błąd mógł pozbawić ją pierwszego miejsca w sondażach.
Głównym pytaniem było zatem, kto może zmierzyć się z nią w drugiej turze. Ogółem zarejestrowanych zostało 19 kandydatów, więc od samego początku rozdrobnienie było na tyle duże, że Fujimori trzymała swoich przeciwników na dystans. Sytuacja ta doskonale odzwierciedla faktyczny stan życia politycznego w Peru, gdzie obok większych ugrupowań o zasięgu ogólnokrajowym, istnieje wiele pomniejszych partii i koalicji regionalnych, które w wielu prowicjach cieszą się relatywnie dużym poparciem.
Dlatego też przez dłuższy czas Fujimori nie miała wyraźnego konkurenta, a różnice pomiędzy drugim a piątym kandydatem były niewielkie. O miejsce w drugiej turze walczyli zarówno politycy z doświadczeniem, jak Pedro Pablo Kuczynski czy Alan García, jak i nowe twarze, takie jak Julio Guzmán czy Verónika Mendoza.
W styczniu wyraźnie wybił się César Acuña, przedsiębiorca i właściciel kilku peruwiańskich uniwersytetów. Kandydatura ta była niezwykle atrakcyjna ze względu na osobistą historię Acuñii: choć urodził się on w biednej rodzinie, udało mu się wybić i stać się jednym z najbogatszych ludzi w kraju. Dzięki temu i własnej charyzmie rósł w sondażach, lecz na światło dzienne zaczęły wychodzić kolejne afery z jego udziałem, takie jak korupcja, kupowanie głosów, przemoc w rodzinie, czy zarzuty o plagiat jego pracy doktorskiej. Wszystko to sprawiło, że jego poparcie zaczęło maleć, a na fali znalazł się Julio Guzmán.
Guzmán budował swoje poparcie głównie w sieciach społecznościowych, gdzie jego aktywność była dużo większa od pozostałych kandydatów. Po kompromitacji Acuñii szybko zaczął zyskiwać na popularności i w lutym sondaże dawały mu nawet 20 procent poparcia, a analitycy obwołali go czarnym koniem kampanii. Na początku marca został jedak, podobnie jak César Acuña, wykluczony przez państwową komisję wyborczą z dalszego wyścigu prezydenckiego z powodu nieprawidłowości przy nominowaniu go na kandydata przez jego partię.
Na tej decyzji skorzystali niszowi dotąd kandydaci: Verónika Mendoza i Alfredo Barnechea. Ta pierwsza wywodzi się z lewicowej partii Frente Amplio (Szeroki Front) i budowała swoją pozycję głównie na poruszaniu problemów tradycyjnie pomijanych warstw społecznych, natomiast Barnechea przyciągał elektorat miejski, szukający alternatywy dla tzw. “starych kandydatów”, jak García czy Kuczynski.
W ostatniej fazie burzliwej kampanii na czoło wysunęli się Kuczynski oraz Mendoza, reprezentujący skrajnie odmienne projekty polityczne. Elektorat Kuczynskiego to głównie limeńska klasa średnia i wyższa o liberalnych poglądach gospodarczych i konserwatywnych poglądach społecznych. Wyborcy Mendozy zaś zdecydowanie opowiadają się za równością społeczną oraz liberalizacją w sferze obyczajowej. Zatem o wejście do drugiej tury walczyły ze sobą dwie antagonistyczne wizje polityczno-społeczne, a w sferze symbolicznej, dwie wizje Peru: kolonialna i multikulturowa.
Demony kampanii
Na ostatniej prostej kampanii prezydenckiej, do walki o władzę wtoczono najsilniejsze działo – strach. Z jednej strony nad krajem od dawna już unosiło się widmo powrotu do lat dziewięćdziesiątych i dyktatury Fujimorich, z drugiej zwiastowano nadejście lewicowych, radykalnych rządów według recepty Veróniki Mendozy, mających rzekomo doprowadzić Peru do powtórzenia historii przechodzącej obecnie potężny kryzys gospodarczy Wenezueli. Na kilka dni przed głosowaniem wydawać się mogło, że Peruwiańczycy bardziej niż na konkrety program głosować będą przeciw innemu. Rezultat, prócz zwycięzcy, miał również pokazać kogo Peruwiańczycy boją się najbardziej.
Strach przed Kieko Fujimori to przede wszystkim obawa przed powrotem dyktatury, nagminnego łamania praw człowieka, korupcji i medialnego szumu, pod przykrywką którego rząd załatwia swe prywatne interesy. Spekuluje się, że jednym z głównych celów córki byłego prezydenta jest dojście do władzy po to, aby wyciągnąć z więzienia swego ojca. Niektórzy twierdzą nawet, że sam były dyktator, zza więziennych krat, steruje kampanią Keiko. „Fujimori nunca más” („Fujimori nigdy więcej”), to sztandarowe hasło tych, którzy w prezydenturze Kieko Fujimori upatrują się powrotu do epoki rządów jej ojca. Przed wyborami wielokrotnie przywoływano najbardziej dramatyczne karty z historii lat dziewięćdziesiątych, jak przymusowe sterylizacje kobiet, czy masakrę z Barrios Altos. W wielu peruwiańskich miastach zorganizowano przeciw Keiko Fujimori pokojowe manifestacje, wśród których najbardziej spektakularną była ta z 5 kwietnia. W symbolicznym dniu, będącym rocznicą rozwiązania kongresu przez Alberta Furjimoriego w 1992 roku[1] na ulice Limy wyszły dziesiątki tysięcy osób (jedne źródła wskazują na 30 000, inne deklarują nawet 50 000 uczestników), pragnących wyrazić sprzeciw wobec powrotu do władzy ekipy związanej z jednym z najbardziej skorumpowanych rządów w historii.
Keiko Fujimori, świadoma faktu, że jej kandydatura nieodwracalnie kojarzona jest z rządami ojca, obrała jako rozwiązanie nieco dziwaczną grę, gdzie przeszłość jednocześnie jest jej wrogiem i sprzymierzeńcem. Z jednej strony odcina się od niej, deklarując bezwzględną walkę z korupcją, wyrażając poparcie dla legalizacji związków partnerskich oraz działania Komisji Prawdy i Pojednania. Z drugiej wciąż nawiązuje do schedy po Alberto Fujimorim, przywołując jego rząd jako jedyny, który poradził sobie z terroryzmem. „Tak jak pokonaliśmy terroryzm, teraz zwalczymy przestępczość” – obiecywała na wiecach. Po jednej z telewizyjnych debat na oczach widzów kandydatka podpisała dokument, w którym deklaruje szanować demokrację, wolność słowa i prawa człowieka. „Potrafię czerpać z historii mego kraju. Wiem, które rozdziały należy powtórzyć i jednocześnie jest dla mnie oczywiste, do których nie można wrócić” – ogłosiła. Pozostaje pytanie, czy deklaracja ta przekona tysiące Peruwiańczyków, że klan Fujimorich diametralnie zmienił swe oblicze i naprawdę nie ma się czego obawiać?
Kolejnym widmem, którym straszono w przeddzień wyborów, była groźba powtórzenia błędów Wenezueli. Verónika Mendoza w ciągu ostatniego miesiąca kampanii znacznie wzmocniła swą pozycję i stała się realną kandydatką do drugiej tury wyborów. Taktyką jej przeciwników było natomiast skojarzenie programu Frente Amplio z obficie komentowaną w mediach, fatalną sytuacją gospodarczą w Wenezueli. Program kandydatki obwołano kalką chavizmu, którego realizacji miało towarzyszyć gremialne wycofanie się inwestorów z Peru, a w następstwie gospodarcza katastrofa. Mendozie, zdeklarowanej socjalistce zapowiadającej renegocjację umów dotyczących wydobycia ropy i gazu oraz otwartej przeciwniczce umowy Partnerstwa Transpacyficznego (TPP), zarzucono antyimperialistyczne poglądy i sympatię dla rządów Nicolasa Maduro. Wytykano jej także fakt, że nie wyraziła jednoznacznego sprzeciwu wobec przetrzymywania więźniów politycznych w Wenezueli. Choć sama Mendoza zapewne chętniej przyjęłaby porównania do Josego Mujiki, byłego prezydenta Urugwaju, to etykieta chavista przylgnęła do niej na dobre, osłabiając ostateczny wynik kandydatki.
Największym beneficjentem kampanii napędzania strachu, okazał się być Pedro Pablo Kuczynski, który szybko wykorzystał sytuację i obwołał się remedium na peruwiańskie lęki. Trafnie zilustrował to jego ostatni spot wyborczy, pod znaczącym tytułem „48 godzin, aby uratować Peru”. W nagraniu dobrze usytuowana, biała rodzina (jednocześnie mało reprezentatywna dla populacji kraju[2]) debatuje nad sytuacją polityczną. Postawieni przed dylematem: powrót do dawnej dyktatury lub komunistyczne rządy prowadzące do upadku gospodarki, wszyscy decydują się głosować na PPK. Na finiszu kampanii przedstawienie siebie jako głosu rozsądku pośród budzących strach alternatyw stało się główną strategią Kuczynskiego. Jak się później okazało, strategią całkiem skuteczną.
Jak gdyby strachów było mało, na dzień przed wyborami nieoczekiwanie pojawił się kolejny z demonów przeszłości – terroryzm. W sobotę 4 kwietnia media, za komunikatem Sił Zbrojnych Peru, podały, że grupa terrorystów otworzyła ogień w kierunku pojazdu wojskowego transportującego materiały wyborcze. Trzech żołnierzy oraz jedna osoba cywilna poniosły śmierć, kilkoro innych zostało rannych. Znów strach, tym razem przed powrotem terroru Świetlistego Szlaku, kazał obywatelom Peru przemyśleć swój głos. Choć ciężko stwierdzić, czy wydarzenie to mało bezpośrednie przełożenie na wynik pierwszej tury wyborów, to warto przypomnieć, kto ma w Peru monopol na walkę z terroryzmem. Zwycięstwo nad Świetlistym Szlakiem to wielka duma fujimorystów, którzy budują swój wizerunek na stwierdzeniu, że jako jedyni byli w stanie „zaprowadzić w kraju porządek”.
Wielcy zwycięzcy, wielcy przegrani
Zgodnie z oczekiwaniami zwyciężczynią pierwszej tury została Keiko Fujimori zdobywając prawie 40 procent głosów. Nie tylko ze względu na wejście do drugiej tury z przewagą niemal 20 punktów procentowych nad PPK, ale przede wszystkim ze względu na fakt, że połowa miejsc w parlamencie należy teraz do kongresmenów z Fuerza Popular, co daje partii możliwość samodzielnego rządzenia. Nawet jeśli, co wydaje się mało prawdopodobne, nie wygrałaby ona w drugiej turze, to przez najbliższe 5 lat Peru i tak współrządzić będą fujimoriści. Sukces Keiko Fujimori to przede wszystkim owoc kampanii, którą prowadziła niemal bez przerwy przez pięć ostatnich lat. Przemierzyła całe państwo, rozbudowała struktury partii, stworzyła liczne oddziały regionalne. Dla wielu obywateli, mieszkających w najodleglejszych zakątkach Peru, jest prawdopodobnie jedyną rozpoznawalną kandydatką.
Pedro Pablo Kuczynski uzyskał 21 procent i z przewagą dwóch punktów procentowych nad Veróniką Mendozą dostał się do drugiej tury wyborów. Jego zadaniem na najbliższe dwa miesiące będzie przekonanie do siebie wyborców Mendozy, Barnechey i Garcii. Kandydat staje przed sporym wyzwaniem, bowiem tym razem głosy limeńczyków z bogatych dzielnic (największe poparcie uzyskał właśnie w stolicy) już nie wystarczą.
Poza oczywistymi zwycięzcami, na uwagę zasługuje także bardzo dobry wynik lewicy. Mendoza miała duże szanse na wejście do drugiej tury i jest mocno prawdopodobne, że gdyby nie fala porównań do wenezuelskich przywódców, to właśnie ona starłaby się z Keiko Fujimori w walce o prezydenturę. Wyniki wyborów rozpoczęły także dyskusję o potrzebie zjednoczenia się peruwiańskiej lewicy. Czteroprocentowe poparcie dla radykalnego lewicowego polityka Gregorio Santosa, w przypadku połączenia sił z Mendozą, pozwoliłoby lewicy na wyprzedzenie PPK. Mówi się, że to właśnie Santos skradł drugą turę liderce Frente Amplio.
Na koniec warto jeszcze podkreślić niski wynik Alana Garcíi. Wydaje się, że dwukrotny były prezydent, którego rządy upłynęły pod znakiem hiperinflacji i korupcyjnych afer, wreszcie dostał od Peruwiańczyków jasny sygnał, że po ponad 30 latach wątpliwej kariery czas zejść z politycznej sceny.
Powrót fujimoryzmu?
Wedle najbardziej prawdopodobnego scenariusza, Keiko Fujimori pokona w drugiej turze Kuczynskiego i, posiadają bezwzględną większość parlamentarną, skupi w swoich rękach władzę niemal absolutną. To, co dla jej zwolenników byłoby spektakularnym sukcesem, dla jej adwersarzy mogłoby zwiastować nadejście kolejnej „czarnej” epoki w dziejach Peru.
Wielu pamięta jeszcze autorytarne rządy Alberta Fujimoriego, który podczas dekady 1990-2000 zbudował imperium polityczne oparte na niezwykle rozwiniętym systemie łapówek na wszystkich szczeblach władzy, kupowaniu mediów, walce z opozycją oraz dyskryminacji osób pochodzenia autochtonicznego. Do dziś głośno mówi się m.in. o masakrach w Barrios Altos i La Cantuta, gdzie pod przykrywką walki ze Świetlistym Szlakiem zamordowano niewinnych ludzi, w tym ośmioletnie dziecko. Nie zapomniano również o akcji przymusowej sterylizacji kobiet (głównie pochodzenia tubylczego), której ofiarą padło ponad 300 tysięcy obywatelek Peru. Dziś Fujimori odbywa karę 25 lat więzienia za łamanie praw człowieka i korupcję, ale zakładając, że Keiko dojdzie do władzy, jest dość prawdopodobne, że wyjdzie na wolność dużo wcześniej.
Keiko jeszcze w poprzednich wyborach w 2011 roku dość często mówiła o uwolnieniu Alberto, jednak tak radykalne postawienie sprawy było według komentatorów jedną z głównych przyczyn jej porażki z Ollantą Humalą. Dlatego też, podczas tej kampanii podchodzi do tego tematu ostrożnie, choć jej stanowisko w tej sprawie jest powszechnie znane. Jej polityczni poplecznicy nie są tak powściągliwi – ostatnio szeroko komentowana jest wypowiedź Cecilii Chacón, parlamentarzystki z ramienia Fuerza Popular, która oznajmiła, że Alberto Fujimori powinien “wyjść [z więzienia] głównymi drzwiami”.
Zresztą, choć sama Keiko zdaje się kreować na osobę wyważoną i mówi, że jej ojciec popełnił błędy, których ona nie chce powtórzyć, w jej otoczeniu znajduje się wiele osób z tak zwanej “starej gwardii” Fujimoriego. To znacznie obniża jej wiarygodność w oczach przeciwników Alberto, ale pozwala jej na wymowne milczenie w kwestiach drażliwych – wystarczy, że zrobi to ktoś z jej otoczenia.
Przeszłość ojca jest dla Keiko jednocześnie ciężarem i trampoliną do sukcesu. Duża część społeczeństwa, głównie z uboższych warstw społecznych, pamięta przede wszystkim wzrost ekonomiczny (po recesji która nastąpiła za rządów Alana Garcii, poprzednika Fujimoriego) oraz skuteczną walkę ze Świetlistym Szlakiem i zakończenie epoki terroru. Dobrobyt i bezpieczeństwo to dwa główne postulaty, które dają Keiko największe poparcie. Wśród jej propozycji znajduje się m.in. zwiększenie ilości patroli policyjnych, budowa więzień wysoko w górach dla najgroźniejszych przestępców oraz kara śmierci dla pedofilów. W kraju, w którym 82% obywateli nie czuje się bezpiecznie, tego typu obietnice trafiają na podatny grunt.
Poza tym Fujimori ma jeszcze jednego asa w rękawie, i nie jest nim bynajmniej wyjątkowy talent polityczny, lecz konsekwencja. Od czasów kampanii w 2011 roku niestrudzenie przemierzała Peru i trafiała do najdalszych zakątków kraju, uparcie walcząc o głosy tych, którzy czuli się wykluczeni z życia społecznego. Była tam, gdzie nie przyjeżdżali inni i choć w tym roku jej strategię przejęło również kilku innych kandydatów, jej przewaga w tej kwestii była miażdżąca.
Kolejną istotną kwestią jest fakt, iż Keiko jest kobietą. W niezwykle seksistowskim peruwiańskim społeczeństwie w ciągu ostatnich lat aktywność polityczna kobiet zdecydowanie wzrosła w porównaniu z poprzednimi dekadami i wydaje się, że kraj jest już gotów na pierwszą kobietę na stanowisku prezydenta. Potwierdza to również wysoki wynik Veróniki Mendozy.
Jeśli Keiko wygra wybory, to w kwestiach ekonomicznych raczej niewiele się zmieni. Fujimori nie proponuje radykalnych zmian, ale chce ukłonić się w stronę drobnych i średnich przedsiębiorców i zapewnić im korzystniejsze warunki prowadzenia działalności gospodarczej. Na scenie międzynarodowej Keiko nie ma zbyt wielu zwolenników, zatem można się spodziewać co najwyżej chłodnej obojętności w stosunku do peruwiańskiego rządu. To, co może ulec dużej zmianie, to stosunki społeczne oraz legislacja karna i obyczajowa. Jeśli spełnią się najczarniejsze scenariusze przeciwników fujimoryzmu, Keiko przy pomocy parlamentu może przeprowadzić niemal każdą reformę i na nowo wprowadzić autorytaryzm spod znaku swojego ojca.
Czy gringo może zostać prezydentem?
Na drodze Kuczynskiego do władzy stoi wiele przeszkód. Złośliwi jego szanse na sukces porównują do tych, jakimi cieszy się reprezentacja Peru w piłce nożnej – matematycznie możliwe, ale faktycznie żadne. Po pierwsze, kandydat musiałby zaleźć sposób, by przekonać do siebie wyborców innych niż najbogatsze warstwy społeczeństwa. To, co dla mieszkańców zamożnej, limeńskiej dzielnicy San Isidro jest zaletą, w innych miejscach może stać się problemem. Przez większość społeczeństwa Kuczynski widziany jest jako gringo – bogaty, biały i wykształcony polityk z amerykańskim paszportem, zupełnie oderwany od realiów Peru. Ten sam mur w 1990 roku napotkał na swej drodze po prezydenturę światowej sławy pisarz i laureat Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa, w efekcie przegrywając w drugiej turze z Alberto Fujimorim. W jaki sposób 77-letni ekonomista, nazywany kandydatem przedsiębiorców i inwestorów, przekona do siebie wyborców Veróniki Mendozy, którym ideowo zupełnie nie po drodze z jego postulatami? Wydaje się, że największą szansą jest dla Kuczynskiego negatywny elektorat, czyli wszyscy ci, którzy oddadzą swój głos na niego tylko dlatego, by nie przyczynić się do zwycięstwa Keiko Fujimori.
Kolejnym wyzwaniem stojącym przed PPK będzie odebranie liderce fujimorystów monopolu na walkę z przestępczością. W badaniach przeprowadzonych przez Ipsos zapytano ankietowanych o powody, dla których oddają swe głosy na Fujimori lub Kuczynskiego. Zwolennicy PPK jako priorytetowe traktują proponowany przez niego model ekonomiczny (39%) i doświadczenie (42%), przy kandydaturze Keiko główną rolę odgrywają nieco inne powody – 31 procent respondentów jako argument podaje fakt, że jest ona kobietą, a dodatkowo uważa się ją za najlepiej przygotowaną do walki z przestępczością (23%) i korupcją (20%). O propozycjach ekonomicznych kandydatki wspomina tylko 12 procent wyborców. Widać, iż pomimo tego, że pod względem gospodarczym dwójka kandydatów jest sobie dość bliska, to w świadomości społeczeństwa są to kandydaci zupełnie różni – Kuczynski widziany jest jako doświadczony ekonomista, który zapewni napływ inwestycji, Keiko Fujimori jako gwarant bezpieczeństwa. Dla mieszkańców prowincji to właśnie drugi argument może okazać się decydujący.
Zakładając jednak, że Kuczynskiemu udałoby się wygrać z Keiko Fujimori, jakim byłby prezydentem? Wiadomo o nim, że ma wiele kontaktów międzynarodowych, jest gorącym zwolennikiem wolnego rynku oraz inwestycji zagranicznych. Niewątpliwie jest też kandydatem preferowanym przez finansistów z Wall Street. Ogromne nadzieje pokładają w nim koncerny energetyczne, ponieważ to właśnie przemysł wydobywczy, któremu już nieraz udowodnił swą przychylność, wydaje się być w centrum zainteresowań kandydata. Jako minister energetyki w drugim rządzie Fernando Belaúnde (1980-1985), Kuczynski przyczynił się po podpisania kontrowersyjnej ustawy zwalniającej z podatku koncerny naftowe.
W jaki sposób zamierza podejść do kwestii środowiskowych, pozostaje na razie niejasne, ale można się spodziewać, że sympatia prezydenta dla koncernów spotkałaby się w Peru z dużym oporem ze strony ludzi zamieszkujących tereny bogate w złoża. Walki miejscowych z przemysłem wydobywczym mają w Peru długą i tragiczną historię, której jednym z czarniejszych rozdziałów jest baguazo z 2009 roku. Starcie policji z ludnością tubylczą, oponującą przeciwko zezwoleniu na wydobycie surowców z zamieszkiwanych przez nich terenów zakończyło się śmiercią 33 osób[3]. Czy Kuczynski będzie w stanie dokonać tego, co nie udało się w Peru jeszcze nikomu – zadowolić jednocześnie wielkie koncerny, miejscową ludność i proekologicznych aktywistów? Wydaje się to mocno wątpliwe.
Kolejnym kontrowersyjnym aspektem ewentualnego dojścia Kuczynskiego do władzy jest, tak jak w przypadku jego konkurentki, sprawa Alberto Fujimoriego. Po ogłoszeniu oficjalnych wyników pierwszej tury Kuczynski potwierdził, że jeśli ze strony Kongresu pojawi się propozycja, by były dyktator odbył resztę wyroku w domu, jako prezydent nie będzie oponował. Wydaje się zatem, że przynajmniej jeden zwycięzca tegorocznych wyborów jest już pewien – jest nim Alberto Fujimori.
Podsumowanie
Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 5 czerwca. Do tego czasu, zarówno Fujimori jak i Kuczynski muszą pracować ze zdwojoną siłą, usiłując zdobyć głosy, które w pierwszej turze uzyskali pozostali kandydaci. Szczególnie istotny jest elektorat Veróniki Mendozy, która już oficjalnie ogłosiła, że nie poprze żadnego kandydata. Nie wiadomo, jak zachowają się jej wyborcy, którzy w zdecydowanej większości upatrywali w niej alternatywy dla prawicowych propozycji Keiko i PPK.
Nie należy zapominać, że w kwestiach ekonomicznych i ideowych, Fujimori i Kuczynski są dwiema stronami tej samej monety. Centroprawicowy konserwatyzm to charakterystyka wspólna dla nich obojga, więc prawdziwa walka rozegra się na poziomie symbolicznym: Keiko proponuje Peruwiańczykom spokój i bezpieczeństwo, a Kuczynski jawi się jako gwarant postępu i swego rodzaju bufor, chroniący przed powrotem fujimoryzmu.
Keiko wyprzedziła Kuczynskiego o 18 punktów procentowych, co stawia ją w zdecydowanie uprzywilejowanej pozycji. Kampania PPK uważana jest przez specjalistów za mdłą i skierowaną do zbyt wąskiej grupy wyborców. Jeśli myśli więc poważnie o prezydenturze, przed drugą turą musi on zmienić stragię. Musi też przekonać niektórych wyborców, że mimo, iż ma już 77 lat, może jeszcze rządzić krajem przez całą kadencję.
Na dzień dzisiejszy każdy scenariusz jest możliwy, choć przewaga Fujimori jest dość wyraźna. Nie może ona jednak chłodzić jeszcze szampana, gdyż grupa jej przeciwników jest duża i może skonsolidować się wokół Kuczynskiego. Żeby tak się stało, jego kampania musi być bardziej wyrazista, a on sam budować zaufanie poza stolicą.
Ewa Klewar
Katarzyna Kozioł Galvis
Ewa Klewar jest absolwentka filologii hiszpańskiej i studentką psychologii. Studiowała na uczelniach Universidad de Sevilla i Universidad Pontificia Católica del Perú, odbywając praktyki w Ambasadzie RP. Szczególnie interesuje ją oraz kultura i polityka Peru oraz kino latynoamerykańskie. Od ponad roku współpracuje z portalem „Iberoameryka”.
Katarzyna Kozioł Galvis jest absolwentką filologii hiszpańskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest redaktorką portalu „Ibeorameryka”, gdzie zajmuje się głównie kwestiami politycznymi oraz kulturalnymi w Peru i Kolumbii, a także sztuką ulicy i problemami kobiet w Ameryce Łacińskiej. Przez rok mieszkała w Limie, gdzie studiowała na Universidad Pontificia Católica del Perú oraz odbywała praktyki w Ambasadzie RP.
1 5 kwietnia 1992 roku Fujimori przy wspraciu Sił Zbrojnych dokonał swoistego zamachu stanu (autogolpe), rozwiązał nieprzychylny proponowanym reformom Kongres i zawiesił Konstytucję, zapewniając sobie tym samym pełnię władzy.
2 Spot Kuczynskiego spotkał się z natychmiastową falą krytyki. Obwołano go kandydatem jedynie dwóch bogatych limieńskich dzielnic – Miraflores i San Isidro. Uwagę krytyków przyciągnął kelner, który jako jedyny w spocie nie wyraża swego zdania. Krytyczne wypowiedzi z tagiem #SomosElMozo (jesteśmy kelnerem) zwracały uwagę na fakt, że spot zupełnie ignoruje punkt widzenia biedniejszych i jednocześnie najliczniejszych warstw społeczeństwa.
3 Dane oficjalne, nieoficjalnie liczba ofiar była dużo wyższa.