[Piotr Łukasiewicz] Donald Trump w górach Hindukuszu

5440004897_019dde2b8c_b

Choć założenia polityki zagranicznej i wojskowej Donalda Trumpa do momentu wyborów wywoływały wrażenie niespójności i częstej zmiany linii, to jego wypowiedzi na temat zagranicznego zaangażowania wojskowego USA, poza kilkoma wyjątkami, konsekwentnie wyrażały pogląd o konieczności zakończenia tego typu długotrwałego zaangażowania i wspierania innych państw na drodze od upadłości do stabilizacji.

Jeszcze jako osoba prywatna w 2013 roku w swoich tweetach pisał, że Ameryka powinna się z Afganistanu wycofać, a swoje zastrzeżenia ubierał w dość popularny wśród amerykańskich elit sprzeciw wobec nationbuilding. Doktryna ta zyskała popularność w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, jako wyrażenie prometeizmu amerykańskiej polityki zagranicznej, której zadaniem winno być budowanie demokracji i odbudowywanie państw dotkniętych konfliktami.  Trump zdawał się przekonywać w swoich tweetach, że Ameryka nie powinna takich działań prowadzić w Afganistanie, natomiast powinna skupić się na odbudowie własnej infrastruktury, a zasoby amerykańskie powinny być kierowane do budowy szkół w USA, a nie za granicą. Warto dodać, że podobne stanowisko wobec nationbuilding wyrażał również George W. Bush w czasie kampanii wyborczej w 1999 roku („nasi żołnierze nie powinni zajmować się budowaniem narodów”), a także sam Barack Obama w 2012 roku, kiedy w przemówieniu do Kongresu zapewniał, że nadszedł czas by prowadzić nationbuilding w domu.

Donald Trump w swoich wypowiedziach na temat sytuacji w tej części świata dość przytomnie wskazywał na niekorzystną rolę, jaką odgrywa Pakistan, który w opinii wielu polityków i ekspertów wspierał i wspiera nadal destabilizację Afganistanu. Przypominał również kilkakrotnie o roli broni atomowej w regionie. Choć opinie te wyrażane były w charakterystycznym dla Trumpa nieudolnym i prostackim stylu, to jednak należy im przyznać pewne cechy właściwego rozpoznania bieżącej sytuacji w regionie. Choć jego oficjalna deklaracja polityki zagranicznej w ogóle się do Afganistanu nie odnosi, to zawiera jednak bardzo krytyczną opinię o nationbuilding jako o doktrynie skompromitowanej i nieskutecznej, podobnie do prób zmiany reżimów w świecie muzułmańskim. Wskazuje przy tym, że środki użyte do wdrażania takiej polityki są marnowane.

Podobne stanowisko wydaje się mieć również otoczenie Donalda Trumpa. Newt Gingrich, wymieniany jako kandydat do stanowiska Sekretarza Stanu w przeszłości wypowiadał się niezwykle krytycznie o zaangażowaniu w Afganistanie. W czasie kampanii w 2012 roku użył nawet pogardliwego określenia: „Niech Afgańczycy żyją sobie sami swoim żałosnym życiem” i postulował zerwanie pomocy dla Afganistanu.

Z kolei inni możliwi członkowie nowej ekipy wyrażali wcześniej poglądy raczej tradycyjne dla Partii Republikańskiej, tzn. postulowali zwiększanie zaangażowania wojskowego, prowadzenie „wojny z terrorem” oraz zwłaszcza utrzymanie zdobyczy USA w Afganistanie. Wiceprezydent-elekt Mike Pence wielokrotnie odwiedzał żołnierzy z jego rodzinnego stanu Indiana w Afganistanie i Iraku, otwarcie popierał też strategię Obamy w 2009 roku polegającą na radykalnym zwiększeniu kontyngentu amerykańskiego. Przestrzegał przed wycofywaniem się z Afganistanu, wskazując na zagrożenie zmarnowania dorobku w tym kraju. Możliwy przyszły doradca ds. bezpieczeństwa, emerytowany generał Mike Flynn jest jednym z twórców strategii zwiększonego zaangażowania USA w ściganie Al Kaidy i talibów. Wraz z gen. McChrystalem w 2009 roku dowodził wielką reformą sił NATO w Afganistanie i uważany był za jednego z najbardziej błyskotliwych oficerów wywiadu wojskowego, popierających prowadzenie walki z talibami.

W grupie Trumpa znajduje się również Zalmay Khalilzad, były ambasador USA w Afganistanie i Iraku, człowiek George W. Busha od „wojny z terrorem” i przekształcania państw zaatakowanych przez USA w stabilne demokracje (co prawda, bez wielkich sukcesów). Inni potencjalni członkowie ekipy Trumpa byli wręcz zwolennikami długoterminowego budowania państwa afgańskiego, jako skutecznej zapory przed rozwojem ugrupowań terrorystycznych.

Polityka zagraniczna w jej wojskowym wymiarze u nowego prezydenta USA jest dość chaotycznym zbiorem postulatów, jednak wykazuje konsekwencję w odmowie kontynuowania długotrwałego zaangażowania wojskowego USA w rodzaju operacji afgańskiej. Nowy prezydent wydaje się preferować proste, choć nieskuteczne rozwiązania wojskowo-policyjne, zamiast prowadzenia długotrwałych działań na rzecz stabilizacji.

Prezydent Obama, oczekując zwycięstwa Hillary Clinton, odłożył decyzje o zwiększeniu zaangażowania wojskowego w Afganistanie do wyborów. Zwiększenie takie wydaje się obecnie konieczne ze względu na przeciągający się proces budowy zdolności afgańskiej armii do walki z rebelią. Warto zauważyć, że w 2016 roku USA podjęły również dość znaczące zobowiązania finansowe wobec Afganistanu i wobec partnerów NATO wspierających Afganistan. USA, poza zaangażowaniem wojskowym i finansowym, odgrywa również w Afganistanie decydującą rolę stabilizatora politycznego, rozsądzającego spory pomiędzy tamtejszymi zwaśnionymi elitami i gwaranta niedopuszczenia do wojny domowej. Jakakolwiek znacząca korekta roli USA w Afganistanie skończyć się zatem może nagłym kryzysem politycznym i intensyfikacją działań rebelii.

Warto zauważyć, że amerykańska obecność w Afganistanie może zostać powiązana z planami Trumpa, by podważyć tzw. „nuklearny deal” z Iranem. Przez wiele lat napięcia na linii USA-Iran, amerykańska obecność w Afganistanie używana była jako solidny argument wojskowy przeciwko Iranowi, zatem prezydent Trump może zechcieć użyć tego argumentu ponownie, jeśli jednostronnie zerwie „deal nuklearny”. Nowy prezydent może również zdać sobie sprawę, jeśli spojrzy na mapę Azji Centralnej, że Afganistan jest obecnie jedynym przyjaznym USA terytorium w regionie.

Oczywiście, powyższe argumenty są domniemaniem pewnej politycznej racjonalności. Nowy prezydent z pewnością najwięcej energii poświęci sprawom krajowym i Afganistan nie będzie jego pierwszorzędnym zajęciem. Może jednak populistycznie używać argumentu o zakończeniu wojny, której Obama jednak nie zakończył, właśnie na użytek wewnętrzny, zgodnie ze swoimi konsekwentnymi postulatami.

Warto dodać, że zachowanie nowej administracji Trumpa wobec Afganistanu będzie testem, czy podtrzymuje ona wcześniejsze zobowiązania Ameryki. Test ten łatwo można będzie przełożyć na inne, podobne amerykańskie zobowiązania wojskowe, także w Europie.

Piotr Łukasiewicz

Zdjęcie: Gage Skidmore (CC BY-SA 2.0)

%d blogerów lubi to: