[Wielogłos] Nowy Jedwabny Szlak: szanse i zagrożenia dla Europy
W drugiej edycji „Wielogłosu” Aleksandra Polak pyta o szanse i zagrożenia związane z chińską inicjatywą Nowego Jedwabnego Szlaku.
Patrycja Pendrakowska [prezes Centrum Studiów Polska-Azja]
Od 2013 roku, kiedy Xi Jinping w Astanie ogłosił powstanie Nowego Jedwabnego Szlaku, narracja na temat samych Chin zaczęła się zmieniać na całym świecie. Pekin zaproponował światu eurazjatyckiemu pomysł na rozwój gospodarczy i infrastrukturalny do 2049 roku (warto dodać, że dzisiaj inicjatywa NJS jest stopniowo rozszerzana na inne regiony globu), a asocjacje związane z Chinami jako fabryką tanich produktów niskiej jakości powoli zaczęły odchodzi w niepamięć.
Inicjatywa Pasa i Szlaku jako koncepcja niedookreślona nie powinna być postrzegana w kontekście szans i zagrożeń, lepiej interpretować ją jako wyzwanie związane z chińskim otwieraniem się na świat zewnętrzny.
Nowy Jedwabny Szlak, który dzisiaj funkcjonuje pod nazwą inicjatywa Pasa i Szlaku (BRI), jest oceniany przez ekspertów na całym świecie jako projekt geopolityczny i kulturowy, co jest szczególnie uzasadnione jeśli weźmiemy pod uwagę eksport chińskiego dziedzictwa kulturowego, a także plany tworzenie sieci szkół wzdłuż jedwabnego szlaku. Sama inicjatywa Pasa i Szlaku jako koncepcja niedookreślona nie powinna być postrzegana w kontekście szans i zagrożeń, lepiej interpretować ją jako wyzwanie związane z chińskim otwieraniem się na świat zewnętrzny – wyzwanie, któremu zdezintegrowany dziś świat europejski powinien stawić czoła.
Chińskie wpływy w Afryce, Ameryce Południowej, Azji Południowo-wschodniej, a także Azji Centralnej stale rosną. Pytanie związane z chińską aktywnością międzynarodową i ekspansją gospodarczą powinno raczej dotyczyć kwestii tego w jaki sposób Europa powinna na te procesy reagować i jaką politykę prowadzić wobec Pekinu. Chiny tworzą i rozwijają międzynarodowe instytucje finansowe, takie jak Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, którego Polska jest członkiem, i multilateralne formaty współpracy, jak na przykład Szanghajska Organizacja Współpracy, którego członkiem jest sąsiadująca z Polską Białoruś. Instytucje powoływane przez Pekin kreują alternatywę wobec organizacji i instytucji świata euroatlantyckiego.
Knut Dethlefsen [dyrektor biura Fundacji im. Friedricha Eberta w Warszawie, wcześniej kierował m.in. biurem w Szanghaju i referatem ds. Azji w centrali FES w Berlinie]
Inicjatywa Pasa i Szlaku wiąże się z wieloma szansami. Oferuje inwestycje w formie pożyczek oraz specjalistyczną wiedzę, potrzebne zwłaszcza w rejonie Azji Środkowej, która znajduje się w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej i politycznej. Być może Unia Europejska mogłaby współpracować z Chinami w zakresie pomocy rozwojowej w tym obszarze. Widzę także gospodarczą szansę w skuteczniejszym łączeniu rynku chińskiego z rynkami europejskimi, na czym zyskać mogą obydwie strony.
Inicjatywa Pasa i Szlaku jest bardzo rozległa: od Chin do Azji Środkowej, od Chin do Pakistanu, po Ocean Indyjski. Morski Jedwabny Szlak obejmuje Morze Południowochińskie i część Oceanu Spokojnego, sięga aż do Afryki i dalej do Europy. Chińskie przedsięwzięcie może mieć różne implikacje geopolitycznie dla wszystkich tych regionów. Zmiana sytuacji geopolitycznej może przynieść korzyści w postaci większej stabilności, ale niesie też ze sobą wiele niewiadomych.
Mankamentem inicjatywy jest ryzyko niedostatecznych standardów: Chiny koncentrują się na infrastrukturze, sprzęcie i stabilności reżimu, a nie na kwestiach społecznych i środowiskowych. Nie ma pewności, czy chińskie pożyczki i inwestycje będą wydawane zgodnie ze normami środowiskowymi i społecznymi oraz ze standardami dotyczącymi zamówień i przetargów, które są ważne dla Unii Europejskiej.
Kolejnym potencjalnym zagrożeniem jest to, że Chiny, inwestując w krajach UE takich jak Węgry, lub w bezpośrednim sąsiedztwie Unii (np. w Serbii), mogą próbować wykorzystać inicjatywę Pasa i Szlaku do podzielenia Unii Europejskiej, kupowania wpływów politycznych i forsowania swoich interesów. Na razie nie wydaje się jednak, aby taka sytuacja miała miejsce.
Państwa członkowskie UE muszą wypracować wspólną strategię wobec Chin. Proces ten napotyka wiele przeszkód, ponieważ poszczególne kraje mają własne interesy w Chinach.
Konieczne jest wprowadzenie monitorowania inwestycji zagranicznych w państwach członkowskich UE. Europejski rynek jest bardzo otwarty i dlatego ważne jest, aby informacje o tym, kto i gdzie inwestuje, były gromadzone i przekazywane pomiędzy europejskimi krajami. Jeżeli istnieją obawy dotyczące bezpieczeństwa, w szczególności w przypadku strategicznych i newralgicznych sektorów gospodarki, UE powinna mieć możliwość zawetowania inwestycji. Rynek chiński jest znacznie mniej otwarty niż rynek europejski, chodzi więc o zasadę wzajemności.
Państwa członkowskie UE muszą wypracować wspólną strategię wobec Chin. Proces ten napotyka wiele przeszkód, ponieważ poszczególne kraje mają własne interesy dotyczące Chin. Odpowiedzialność za zapoczątkowanie merytorycznego, europejskiego dialogu na tematem wspólnej polityki wobec Chińskiej Republiki Ludowej leży w moim przekonaniu po stronie niemiecko-francuskiej. Nie powinniśmy pozwolić Chińczykom przebierać i wybierać spośród nas. Poza zbudowaniem i rozwijaniem wspólnej strategii wobec Chin, istotne jest także wspieranie badań i analiz nad inicjatywą Pasa i Szlaku, a także nad rolą, jaką Chiny planują odegrać w przetasowaniu globalnego porządku – jest to kwestia, której Europa nie poświęca na razie wystarczająco dużo uwagi.
Thorsten Benner [dyrektor Global Public Policy Institute (GPPi) w Berlinie]
Pod koniec zeszłego roku ówczesny minister spraw zagranicznych Niemiec Sigmar Gabriel stwierdził, że Chiny są jedyną potęgą posiadającą jasna strategię geopolityczną. Nie można za to winić Chin. Natomiast Europejczycy powinni zadać sobie pytanie, dlaczego sami nie mają własnej konkretnej strategii. Reakcja Europy na Inicjatywę Pasa i Drogi (BRI) jest tego najlepszym dowodem. BRI jest integralną częścią chińskiej strategii geopolitycznej, która ma silny eurazjatycki składnik. Europa zrozumiała to z dużym opóźnieniem. Oficjalną odpowiedzią Komisji Europejskiej jest „Platforma na rzecz łączności” („Connectivity Platform”) – technokratyczne przedsięwzięcie, które ma na celu pogłębienie współpracy z chińskimi projektami BRI w obszarach finansów, interoperacyjności i logistyki. Jednocześnie okłamywano samych siebie wierząc, że Chiny postrzegają inicjatywę jako otwartą, z widokami na zapewnienie „równych szans dla handlu i inwestycji w oparciu o pełne przestrzeganie zasad rynkowych i norm międzynarodowych”.
Chiny są jedyną potęgą posiadającą jasna strategię geopolityczną. Nie można za to winić Chin. Natomiast Europejczycy powinni zadać sobie pytanie, dlaczego sami nie mają własnej konkretnej strategii.
Wielkie europejskie firmy, takie jak Siemens, przyjęły pochlebiającą postawę. W styczniu prezes Siemensa Joe Kaeser obwieścił w Davos, że BRI „stanie się nową Światowa Organizacja Handlu – czy nam się to podoba, czy nie”. Oświadczenie zostało przyjęte z wdzięcznością przez chińską prasę propagandową. W marcu Siemens ogłosił, że otworzy własne biuro BRI w Pekinie. Członek zarządu Siemens Cedrik Neike dodawał: „Jesteśmy w pełni zaangażowani w promocję Inicjatywy Pasa i Drogi”. Podobne stwierdzenia można było usłyszeć w wielu państw członkowskich UE. Wielu liczyło na dobry biznes w ramach BRI, inni na bardzo potrzebne dofinansowanie infrastruktury na korzystnych warunkach. Na przykład Grecja chętnie przyjęła rolę chińskiego przyczółku. Motywowana mieszkanką wdzięczności i nadgorliwego posłuszeństwa, Grecja zablokowała wspólne stanowisko UE przeciwko Chinom w Radzie Praw Człowieka ONZ. Jeszcze bardziej problematyczne jest stanowisko rządu Victora Orbána, który stał się najwierniejszym wasalem Pekinu w Europie. Bliskie relacje z Chinami wykorzystuje on jako kartę przetargową wobec Brukseli i państw członkowskich, które odrzucają jego projekt „państwa illiberalnego”. Więc, gdy tylko pojawiły się dyskusje na temat możliwego obcięcia unijnych funduszy strukturalnych dla Węgier z powodu naruszenia zasad rządów prawa, Orban bezceremonialnie zagrał chińską kartą. W styczniu mówił w Berlinie: „Jeśli UE nie jest w stanie zapewnić nam wystarczających funduszy, to sięgniemy po środki z Chin”. Może to być wielki blef, bo Chiny ot tak nie udostępnią Węgrom pieniędzy.
Niemniej, szkody dla jedności państw członkowskich UE wobec Chin są już ogromne. Węgry są jedynym krajem UE, który zablokował w tym miesiącu wspólne stanowisko wszystkich państw członkowskich wobec BRI. Ostatecznie 27 z 28 europejskich ambasadorów w Pekinie podpisało dokument, w którym po raz pierwszy przyjęto bardzo potrzebne, krytyczne podejście do BRI. Pada w nim stwierdzenie, że BRI przeciwdziała dążeniom UE do liberalizacji handlu i przesuwa układ sił na rzecz subsydiowanych chińskich spółek. Dokument ten krytykuje także chiński bilateralizm dzielący UE: „Ta bilateralna struktura prowadzi do nierównego rozkładu sił, który Chiny wykorzystują na swoją korzyść”. Oczywiście, realistyczna diagnoza dostrzega również, że uprzywilejowane stosunki bilateralne dużych państw UE, w szczególności Niemiec, z Chinami ułatwiają Pekinowi dzielenie Unii. Pod tym względem państwa takie jak Niemcy muszą dawać przykład i inwestować więcej w jedność UE wobec Chin. Najnowszy dokument dotyczący BRI podpisany przez 27 państw może następnie stać się podstawą do zajęcia przez Europę mniej naiwnego stanowiska.
Katarzyna Golik [ekonomistka i orientalistka, doktorantka w Instytucie Studiów Politycznych PAN]
Trzy inicjatywy międzynarodowe Chin bezpośrednio obejmują obecnie Polskę. Należy do nich program współpracy krajów Europy Środkowo-Wschodniej (16+1), gdzie Polska stanowi największą gospodarkę. Jednak już w kontekście dwóch innych projektów, tj. głośnego „Pasa i Szlaku” oraz mniej znanej Współpracy Południe-Południe, nasz kraj ląduje na peryferiach. Czy Polska, której gospodarka stanowi mniej niż 1% światowego PKB, może mieć dla Chin znaczenie? Warto przeanalizować takie czynniki, jak konkurencyjność lub komplementarność produkcji przemysłowej naszego kraju względem Chin. Szczególnie, że Chińczycy wprost wskazali, że w sferze ekonomicznej celem strategii Pasa i Drogi są zmiany globalnych łańcuchów dostaw. Polska gospodarka jest silnie zintegrowana jako poddostawca produkcji przemysłowej Niemiec, co jest dla chińskich inwestorów istotne.
Naszym atutem stało się to, co w naszej historii było uważane za przekleństwo, tj. położenie na najkrótszej trasie z Moskwy do Berlina. Jednak czy stanowimy bramę Chin do Europy czy zaledwie furtkę? Odpowiedzi na te pytania szukali analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich w ostatnim raporcie Kolejowy Jedwabny Szlak. Z opracowania wynika, że aktualnie nie ma dobrej alternatywy dla trasy przez Polskę. Chociaż potencjał rozwoju branży logistycznej jest duży, to sam przejazd pociągów – bez istotnego zaangażowania polskich władz i firm – nie będzie automatycznie generował znaczących korzyści.
Kapitał chiński budzi w krajach peryferyjnych nadzieje na dźwignię rozwojową, jednak należy pamiętać, że gros jego aktywności polega na przejmowaniu nowoczesnych technologii. W związku z tym penetrowane są głównie kraje wysoko rozwinięte. W Europie są to Niemcy i Wielka Brytania. Obecnie kraje te podejmują działania na rzecz ograniczenia przejmowania wysokozaawansowanych spółek. Jednak nadzieje, wyrażane chociażby na forum 16+1, że z tej przyczyny więcej środków napłynie do naszego regionu, niekoniecznie muszą się zmaterializować. Po pierwsze, Europa Środkowo-Wschodnia ma mniej cennych firm, choć w przypadku Polski Chińczycy wykazywali zainteresowanie m.in. branżami: IT, chemiczną, czy spożywczą. Po drugie, chińskie inwestycje zagraniczne rosły niezwykle gwałtownie, zatem musiała nastąpić korekta wysokiej dynamiki, w latach 2016-2017 weszły także regulacje ograniczające odpływ kapitału z ChRL. Po trzecie, chińskie firmy mają coraz lepszą, ale wciąż słabą orientację w realiach regionu. Istnieją również obawy odnośnie niestabilności przepisów prawa polskiego i jego interpretacji.
Pragmatyzm i siła Chin nie muszą być dla nas niekorzystne, ale dużo zależeć będzie od polskich władz i przedsiębiorców.
Zaangażowanie Chińczyków w Polsce – w tym plany firmy Capchem dotyczące inwestycji w fabrykę baterii litowo-jonowych czy perspektywy utworzenia przez holding Alibaba centrum logistycznego, które obsługiwałoby Niemcy i nasz region – budzi w wielu gremiach duże nadzieje. Podsumowując, nie należy patrzeć na ekspansję chińską wyłącznie w kategoriach negatywnych. Pragmatyzm i siła Chin nie muszą być dla nas niekorzystne, ale dużo zależeć będzie od polskich władz i przedsiębiorców. Najbliższe lata z większym prawdopodobieństwem będą czasem obcowania z silnymi Chinami, co stanowi wyzwanie zarówno dla Polski, jak i dla świata.
Tomasz Janyst [współzałożyciel i prezes Fundacji Kaleckiego]
Unia Europejska oraz Chiny mają w projekcie “Jeden Pas-Jedna Droga”, czyli tzw. Nowym Jedwabnym Szlaku, zbliżone cele, takie jak tworzenie miejsc pracy czy pobudzanie inwestycji. Paradoksalnie jednak do ich osiągnięcia nie zawsze prowadzi jedna droga.
Poszczególne kraje członkowskie mają różne interesy i różny potencjał, aby stać się beneficjentami tego projektu. W Europie Środkowo-Wschodniej płaszczyzną dyskusji z Chinami jest platforma 16+1, wykluczająca udział państw Europy Zachodniej (chociaż w roli obserwatora uczestniczy Komisja Europejska). Choć część krajów Europy Zachodniej wzywa do respektowania koncepcji “Jednej Europy” w negocjacjach z chińskimi inwestorami, wydaje się mało prawdopodobne, by wszystkie kraje Unii poparły to podejście – choćby ze względu na to, że te same kraje Europy Zachodniej nie zawsze respektują tę zasadę we własnych inwestycjach w Państwie Środka, negocjowanych poza europejskimi platformami. Nie sposób więc zgodzić się z tezą, iż to Chiny celowo stosują wobec UE metodę divide et impera, gdyż w ramach wspólnoty wciąż istnieje wiele płaszczyzn, w których każde państwo zabiega o swój partykularny interes.
Nie sposób zgodzić się z tezą, iż to Chiny celowo stosują wobec UE metodę divide et impera, gdyż w ramach wspólnoty wciąż istnieje wiele płaszczyzn, w których każde państwo zabiega o swój partykularny interes.
Dużym wyzwaniem dla jedności Unii jest także utrzymanie wspólnotowych standardów w zamówieniach publicznych i ograniczeniach pomocy publicznej. Za przykład może służyć szybka kolej między Belgradem a Budapesztem, której budowa w ocenie Komisji Europejskiej powinna zostać poprzedzona przetargiem. Zakaz pomocy publicznej dla przedsiębiorstw z państw członkowskich z kolei utrudnia konkurowanie z chińskimi podmiotami, które takich ograniczeń nie posiadają. Zwiększona konkurencja ze strony Chin może potencjalnie w przyszłości prowadzić do renegocjacji zasad polityki gospodarczej, na których oparta jest Unia Europejska – w szczególności roli państwa w gospodarce.
Te trudności nie powinny jednak przesłaniać faktu, że “Jeden Pas – Jedna Droga” to olbrzymi projekt gospodarczy. Na ten aspekt zwracają uwagę Chiny – chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi przestrzega przed porównywaniem Nowego Jedwabnego Szlaku do geopolitycznych projektów takich jak Plan Marshalla. Dla Chin to krok w stronę otwarcia gospodarki i globalizacji, współgrający ze strategią “Marszu w kierunku Zachodu” (西进), proponowaną m.in. przez prof. Wang Jisi z Uniwersytetu Pekińskiego. Strategia ta zakłada rozwój zachodnich prowincji Chin, charakteryzujących się najmniejszą populacją i najniższym PKB na mieszkańca w regionie, oraz szukanie rynków zbytu i miejsc na inwestycje w Euroazji i Afryce. W tym obszarze oferta Chin może być konkurencyjna wobec oferty inwestorów ze Stanów Zjednoczonych. Dla Unii Europejskiej z kolei “Jeden Pas-Jedna Droga” to szansa na inwestycje, przede wszystkim w takich dziedzinach jak infrastruktura i logistyka. Inwestycje te są gospodarczo obiecujące, gdyż Chiny są gotowe, m.in. poprzez Fundusz Jedwabnego Szlaku i Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, wspierać finansowo projekty realizowane w krajach, które zaangażują się w projekt “Jednego Pasu-Jednej Drogi”.
Dominika Janus [analityczka ds. bezpieczeństwa, absolwentka studiów strategicznych na Uniwersytecie Technologicznym Nanyang w Singapurze]
W marcu 2017 r., w pierwszym strategicznym dokumencie określającym wizję Internetu, w którym poszczególne kraje kontrolują informacje przepływające przez ich granice, Pekin zaproponował „chińskie rozwiązanie” dla globalnego zarządzania siecią i ochrony danych w sieci. Obecnie koncepcja ta jest w fazie operacyjnej – promowanie „suwerenności Internetu” jest rozumiane jako normatywna pozycja Chin w cyberprzestrzeni. ChRL dynamicznie promuje swoją koncepcję suwerenności cyberprzestrzeni. Stanowczo sprzeciwiając się „cyfrowej hegemonii” jednego regionu, Chiny sankcjonują prawo państw do kontroli przepływu treści w Internecie czy wyboru modelu jego zarządzania.
Jeśli chińska wizja cybersuwerenności jest odtwarzalna w krajach rozwijających, Chiny nie tylko zwiększą swoją sferę wpływów, ale też staną się poważną konkurencją dla UE.
Chiny są powszechnie postrzegane jako mające ograniczoną zdolność do zapewniania alternatywnych norm w globalnej cyberprzestrzeni. Zmieniający się kształt chińskiej polityki internetowej, której idee często nie są klarowne dla zachodnich obserwatorów, powoduje brak zaufania do nowych koncepcji (takich jak suwerenność Internetu), ale przede wszystkim do metod wprowadzania ich w życie. Co więcej, chińska administracja jest znana z kontrowersyjnego podejścia do ochrony danych osobowych i cenzury.
Ochrona danych osobowych w Internecie jest istotną kwestią debatowaną przez Unię Europejską i kraje członkowskie. 25 maja, po czterech latach przygotowań, wejdzie w życie Ogólne rozporządzenie o ochronie danych (General Data Protection Regulation GDPR, RODO), zatwierdzone przez Parlament Europejski 14 kwietnia 2016 r. GDPR zastąpi dyrektywę o ochronie danych 95/46/WE , harmonizując przepisy w całej Europie w celu ochrony i wzmocnienia prywatności danych obywateli UE, a także w celu zmiany sposobu, w jaki organizacje w regionie oraz partnerzy handlowi spoza Europy traktują prywatność danych. Ochrona danych jest więc przykładem domeny, w której Europa próbuje rozszerzyć swój wpływ na inne regiony. Dla współpracujących z UE krajów rozwijających się koszty i obciążenia administracyjne związane z wprowadzeniem unijnych standardów mogą być zniechęcające, a nadchodzące zmiany postrzegane jako kolejny akt dyktatury mocarstw w formie „imperializmu danych”. Zerwanie powiązań handlowych z największym na świecie blokiem handlowym jest niemożliwością, a nieprzestrzeganie nowych przepisów wiąże się z ryzykiem wysokich kar: do 20 milionów euro lub 4 procent globalnych przychodów – w zależności od tego, która z kwot będzie wyższa – dla każdej firmy z europejskimi klientami.
Jeśli chińska wizja cybersuwerenności jest – jak się zakłada – odtwarzalna w krajach rozwijających się, oferując konkurencyjny standardy zarządzania Internetem, a co za tym idzie ochrony danych osobowych, Chiny nie tylko zwiększą swoją sferę wpływów, ale też staną się poważną konkurencją dla UE.
Głosy zebrała Aleksandra Polak.
Rubryka „Wielogłos” powstaje dzięki wsparciu Fundacji im. Friedricha Eberta.